niedziela, 9 czerwca 2013

Chapter 1: It was really bad dream...

I pierwszy rozdział (: Zaparaszam do czytania (:
_____________________________________
Wszyscy pragną naszego szczęścia.
Nie dajmy go sobie zabrać.
Stanisław Jerzy Lec

Tetsuo Aizawa:
            Prywatna szkoła dla kujonów i pedałków.
            Przepraszam. Profilowane Prywatne Liceum im. Alberta Einsteina dla młodych mężczyzn – prestiżowa szkoła, która co roku przyjmuje zaledwie dziewięćdziesięciu najlepszych absolwentów z całego kraju, a nawet spoza jego granic. Ot taka szkoła dla mega zdolnych. Zapytacie zapewne co ja – wagarowicz pierwszej klasy – tutaj robię? Zastrzelcie mnie, ale nie wiem. Pech sprawił (oczywiście pech zwany rodzicami, którzy w dupie mają to że jesteś dorosły i nie potrzebujesz ich opieki, liczy się tylko to, że jesteś ich pierworodnym i masz być taki, by nie było wstyd o tobie mówić), że mnie przyjęto właśnie do tej szkoły na trzeci rok nauki. Naprawdę nie wiem, ile musieli wpłacić na szkolny fundusz, żebym mógł kontynuować swoją naukę w tak pieruńsko dobrej szkole, ale zdecydowanie są to pieniądze wyrzucone w błoto, obojętnie ile by tego nie było, nie zostanę tu długo. Muszę znaleźć sposób żeby wywalili mnie stąd jak najszybciej… Tylko jaki? Zostawmy to na później, pobawię się tu chwilę i wrócę do swoich, nie mogą przecież trzymać mnie tu wbrew mojej woli.
            No dobra co tu nasze małe myszki mają?
            Nasze liceum to wzorowany na uniwersyteckim miasteczku kompleks budynków łączących w sobie nowoczesność i starą dobrą architekturę. Dormitorium to ta nowoczesna część. Jest to zachowany w minimalistycznym stylu duży klocowaty budynek z czerwonej cegły i stali. Zajęcia natomiast odbywają się w antycznej zabudowie sprzed kilku dobrych lat z miedzianym dachem z odcieniu jasnej zieleni oraz dużymi drewnianymi oknami. Biblioteka to osobny wielki budynek, wysoki, także w starym stylu dobrze komponujący się z otoczeniem, które w dużej mierze stanowi ogród w angielskim stylu. Ogółem wszystko ok... tylko jakoś to Domem Spokojnej Starości zajeżdża a nie szkołą.
            Co do pokoi... standard. Aż dziw, że nazywa się to ekskluzywnym akademikiem, który ma niby najwyższy standard wśród szkół z internatem. Pokoje dwu-osobowe nawet dość duże, z malutką łazienką w której jedyne co się zmieściło to prysznic i umywalka z lustrem. Bez wanny. Jakie spartańskie warunki. Na ubrania – jedna szafa wnękowa. Że niby na dwie osoby – jakiś kiepski żart. Sam pokój urządzony bezpłciowo, ale sprawiedliwie podzielony na pół. Dwa biurka, każde posiadające lampkę i okno wychodzące na szkolne błonia. Krzesła dobrze wyprofilowane, w kolorze czerwonym, dostosowane do spędzenia na nich całych nocy. Miedzy biurkami regał na książki. Łóżka wyglądające na mało wygodne i zdecydowanie za małe ustawione zostały pod jedną ze ścian naprzeciw szafy i rozdzielone dwiema szafkami nocnymi. Podświadomie zacząłem szukać miejsca na konsole, gitarę i resztę niezbędnych mi do życia sprzętów. Rozsiadłem się na obrotowym krześle i wlepiłem wzrok w drzwi na korytarz. Niedługo powinien zjawić się mój nowy współlokator. Eh... pewnie jakiś brzydal w wyciągniętych spodniach i za dużej koszuli. Zresztą jego imię mówi samo za siebie. Leonard. Jak jakiś szalony astrofizyk czy coś[1].
Moje przypuszczenia co do niego zostały szybko rozwiane, bo po chwili wszedł do pokoju.
Nie wyglądał jak jeden z bohaterów Big Bang Theory, nie wyglądał nawet jak jeden z pierwszo ławkowych uczniów z mojej poprzedniej szkoły. Był dość niski, sięgał mi pewnie do ramienia. Chorobliwie szczupłe ciało miał pokryte lekką złocistą opalenizną, pewnie wakacje spędził na południu Francji. Ogólnie nie wyróżniał się niczym szczególnym, zwykły chłopak; tylko oczy były co najmniej niezwykle. Żółto-zielone ślepia, jak dwie piłki tenisowe patrzyły na mnie ze zdziwieniem.
— Leonard de Vere – przedstawił się w końcu, wyciągając w moim kierunku szczupłą dłoń o niesamowicie długich palcach, które były wręcz stworzone do gry na jakimś instrumencie. Fortepian, tak on pasował do fortepianu.
—Tetsuo Aizawa – rzuciłem z uśmiechem, który jakimś dziwnym trafem nie chciał odkleić się od mojej twarzy. – Które łóżko wybierasz?
Leonard zamiast odpowiedzieć po prostu rzucił swoją torbę na materac bliżej drzwi i zaczął się rozpakowywać. Niemiły koleś. Spodziewałem się patrząc na wygląd raczej zamkniętego w sobie, bardzo płochliwego chłopca, a nie gbura, dla którego rozmowa jest zbyt dużym wysiłkiem. Ciekawe jak dużo wytrzyma... Uśmiechnąłem się do siebie wymyślają milion dwieście pomysłów jakby tu umilić sobie czas jaki spędzę na tym zadupiu.

Leonard de Vere:
            Nie mogłem uwierzyć, że zostałem przyjęty mimo tak późnego oddania papierów. Liceum Alberta Einsteina nie było jeszcze niedawno nawet w najdalszych koncepcjach na temat mojej przyszłości. Nie dlatego, że nie miałem szans się do niego dostać. Zanim postanowiłem pójść do miejskiego liceum to właśnie LAE było moim priorytetem i przez ostatnie lata starałem się, by nic nie stanęło mi na przeszkodzie by dostać się właśnie tam. Później kiedy poznałem Bana byłem w stanie zaprzepaścić wszystkie swoje starania. Nie chciałem chodzić do żadnej szkoły z internatem, jednak teraz właśnie to było czynnikiem, który zaważył na moim wyborze. Chciałbym wierzyć, że teraz wszystko będzie dobrze.
            Stanąłem przed drzwiami pokoju nr 7, przy którym widniała plakietka z moim nazwiskiem, a zaraz pod nią druga, jak można było się domyśleć mojego współlokatora – Tetsuo Aizawa – Japończyk, może mieszaniec.
Oczami wyobraźni zobaczyłem, małego żółtego chłopaka w koszuli w kratę, dużych okularach i obciętych na pazia czarnych włosach, jednak za drzwiami czekał mnie ktoś zupełnie inny. Tetsuo okazał się być owszem – pół-Japończykiem, tyle że wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną z idealnie wystylizowanymi włosami oraz ubranego jakby właśnie zszedł ze sceny. Pierwszą, rzeczą jaka zwróciła moja uwagę, to jego oczy. Wąskie, lekko skośne o szmaragdowych tęczówkach. Coś niezwykłego. Dopiero po chwili, ogarnąłem całą jego postać. Siedział na obrotowym krześle, po męsku rozkroczony w glanach za kostkę i podartych spodniach. Wyglądał bardziej jak gwiazda rocka, niż dzieciak, którego życie kręciło się wokół książek i konkursów naukowych, a przecież kimś takim musiał być skoro tu siedział. Jak widać – pozory mylą. Kiedy wyciągnąłem do niego rękę, uśmiechnął się ukazując rząd idealnie równych, białych zębów. Miał ładny uśmiech. Wydawał się kimś interesującym, jednak w momencie kiedy położył rękę na mojej głowie i zaczął mnie targać zmieniłem całkowicie zdanie.
— Ale ty jesteś słodki – rzucił śmiejąc się donoście – jak maleńki szczeniak.
To musi być pomyłka. Trafiłem do złej szkoły, pomyliłem pokoje, albo to jakiś kuzyn, brat czy wujek chłopaka, z którym będę mieszkał. Tak, to na pewno to.






[1] Leonard to także imię jednego z głównych bohaterów Big BangTheory, stąd skojarzenia nasuwające się Tetsuo. Pewnie gdyby nazywał się Sheldon, Tetsuo uciekłby nie zważając na nic (:.

2 komentarze:

  1. U mnie one shot XD.
    www.pozbawieni-skrzydel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiło mnie! Już nie mogę się doczekać następnej części!
    Co się stanie dalej? Na to pytanie chyba tylko Ty znasz odpowiedź XD
    Bynajmniej mam nadzieje, że będziesz kontynuować.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy