Szczęście jest optyczną
iluzją. Dwa lustra, które wysyłają sobie ten sam obraz w nieskończoność. Nie
próbuj dotrzeć do początkowego obrazu. Nie ma go tam.
Tetsuo Aizawa:
Obudził mnie dziwny nieznośny hałas, warkot… warkot wiertarki?
Silnika? To w szkole są jakieś remonty? W roku szkolnym? Przekręciłem się na
drugi bok szukając ręką poduszki, którą mogłem zakryć uszy. Zamiast na poduszkę
natrafiłem na coś ciepłego i… o boże, to się rusza! Otworzyłem oczy podskakując
jednocześnie z przerażenia. Koło mnie leżało roznegliżowane cielsko Rei’a.
Gdyby tego było mało to właśnie ono wydawało z siebie to denerwujące warczenie.
Spróbowałem przekręcić się w drugą stronę, jednak moje ruchy zostały skrępowane
ręką Mike’a, leżącego po mojej drugiej stronie. Zamiast się poddać spróbowałem
stanąć na nogach. Wielki błąd. Automatycznie moją głowę przeszedł straszny ból
a zawartość żołądka powędrowała w górę do przełyku. Cudem powstrzymałem odruch
wymiotny.
Co ja wczoraj robiłem?
Leonard De Vere:
Ten
bezmózgi debil nie wrócił zeszłej nocy, zresztą rano też go nie było. Na
dodatek wyszedł bez klucza do pokoju więc uziemił mnie w nim aż do swojego
powrotu. Nienawidzę tak impertynenckich idiotów, myślących tylko o sobie.
Znudzony czekaniem koło południa ruszyłem na spacer po błoniach. Najwyżej
będzie czekał pod drzwiami. Moja wina, że jest tak porywczy?
— O Leonard, tak? – Przede mną jak z pod ziemi wyrósł
wysoki mężczyzna ubrany w popielaty garnitur i białą koszulę bez krawata. Nasz
dyrektor.
— Tak panie profesorze. Dzień dobry. – Chyba pierwszy
raz miałem okazję przyjrzeć się profesorowi Woodowi, podczas naszych
wcześniejszych spotkań, starałem unikać jego wzroku, kierowany zażenowaniem i
wstydem. Dzisiaj przy spotkaniu mniej formalnym zauważyłem, że mimo powagi i
doniosłości ma w sobie trochę uroku małego chłopca, rozmierzwione przez wiatr
włosy i delikatny błysk załzawionych od zimnego wiatru zielonych oczu nadawał
mu przyjaźniejszej aury. Wydawał się osobą, której można zaufać, której można
powierzyć najskrytsze sekrety. Nic dziwnego, że mój brat był tak zauroczony
jego osobą.
— A ty nie miałeś być dzisiaj przypadkiem z Tetsuo? –
Zdziwiony odbąknąłem, że uczyłem się przed egzaminami jednocześnie próbowałem
dodać dwa do dwóch – skąd dyrektor wiedział tyle na temat nowego bądź co bądź
ucznia?
— Pewnie zrobił ci nieziemską awanturę – roześmiał się,
a ja jeszcze bardziej zdziwiony kiwnąłem głową – nie martw się. Przejdzie mu
szybciej niż by się mogło zdawać. On nie potrafi się gniewać na nikogo zbyt
długo. Dobrze mały, widzę że moja sekretarka już mnie szuka, obowiązki wzywają.
Nawet na spacer człowiek wyjść nie może… no nic, pamiętaj, że zawsze możesz
mnie odwiedzić w gabinecie, szczególnie jakbyś znowu miał problem z tym
zawadiaką. Już ja znam na niego sposoby. – Na odchodne posłał mi ciepły uśmiech
i odszedł w stronę głównego gmachu szkoły.
Pozostałem
sam na środku ścieżki pogrążony w rozmyślaniach. Skąd Wood wie tyle o Tetsuo?
Skąd Tetsuo miałby numer dyrektora? I te oczy… szmaragdowe tęczówki, tak
niezwykłe, chłodne… nie; ciepłe… nie są identyczne, podobne. Ta sama intensywna
zieleń, ocieplona złotymi akcentami.
— Sorki księżniczko! Nic ci się nie stało? – z letargu
wyrwało mnie uderzenie piłką w głowę. Wymierzone idealnie przez jednego z
kolegów brata.
— Mógłbyś mnie tak nie nazywać? – chłopak widząc moją oburzoną minę tylko się
roześmiał i wrócił z piłką do grupki trzecioklasistów grających w kosza.
Jeszcze trochę, a cała szkoła będzie mnie tak nazywać. Jace jeszcze za to ode
mnie oberwie.
Wieczorem
Tetsuo ciągle się nie zjawił, wziąłem jego pozwolenie, które ciągle leżało na moim
biurku i zaniosłem opiekunowi. I po co? Czemu go kryję? Jak cokolwiek się wyda
będę miał nie małe problemy. Chyba padło mi na mózg.
Tetsuo Aizawa:
Potrzebowałem kilku minut, żeby ogarnąć co się działo
ostatniego dnia. Przez moją głowę przewijał się film zarejestrowany kamerą
przemysłową na kilkukrotnie naświetlanej taśmie, trochę gadania, trochę śmiechu
dużo alkoholu. Zagadką ciągle jednak zostawało to, jak się znalazłem tym burdelu i co robię na kanapie z trzema
facetami?
—
Ja pierdolę… – mój głos był ochrypły jak po tygodniowym melanżu.
— Nie pierdol, tu są sami faceci – to niewątpliwie był głos Franka.
— TU. Znaczy GDZIE?
— TU.
— Aha…
Myślenie sprawiało ból, więc zamknąłem oczy i z powrotem pogrążyłem się w krainie Morfeusza.
— Nie pierdol, tu są sami faceci – to niewątpliwie był głos Franka.
— TU. Znaczy GDZIE?
— TU.
— Aha…
Myślenie sprawiało ból, więc zamknąłem oczy i z powrotem pogrążyłem się w krainie Morfeusza.
Leonard De Vere:
Po dwudziestej ktoś zapukał do
drzwi. Z niekrytą nadzieją poszedłem otworzyć, ale to co zobaczyłem, wmurowało
mnie w ziemię. Na progu stało trzech chłopaków, a raczej dwóch. Jeden zwisał
wsparty na ramionach pozostałych.
— Przesuń się szybko – syknął długowłosy brunet, który
wraz z innym długowłosym chłopakiem podtrzymywał nieprzytomnego Tetsuo. –
Szybko, zanim ktoś nas zauważy – przesunąłem się bezwiednie wpuszczając nie
tylko trójkę, a szóstkę przybyszy do pokoju. Położyli nieprzytomnego na moim
łóżku a sami otoczyli mnie wianuszkiem.
— Myślałem, że Te-chan przesadza, ale ty naprawdę
jesteś słodki. – Jeden z chłopaków podszedł bliżej i zlustrował mnie do góry do
dołu. Był średniego wzrostu, niewiele wyższy ode mnie, chociaż ciężkie buty
dodały mu centymetrów. Długie włosy pogrążone w nieładzie okalały męską twarz,
patrzył na mnie żółtymi, wręcz fosforującymi źrenicami, których kolor
niewątpliwie zawdzięczały soczewkom. Nie mam pojęcia co ten debil im nagadał,
ale oberwie, jak tylko się obudzi.
— Mike, nie strasz go – przed szereg wyszedł wysoki
blondyn ubrany w czarny płaszcz nabijany ćwiekami, wyglądał jak zdjęty z planu
zdjęciowego do jakiegoś magazynu modowego. – Nie przejmuj się nim, on już tak
ma. Jestem Frank Grenuoe – wyciągnął do mnie wąską dłoń przyozdobioną licznymi
pierścieniami.
— Leonard De Vere – szybko ją uścisnąłem.
— No i w końcu poznaliśmy twoje imię! Nic tylko mały,
księżniczka, potwór… żadnych konkretów – usłyszałem rozbawiony głos, gdzieś z
tyłu. Po chwili również on wyciągnął rękę do mnie i przedstawił się – Nathaniel
Ferell – chłopak, którego dłoń uścisnąłem wyglądał chyba najnormalniej. Krótko
ścięte włosy, bez żadnych ekscesów kolorystycznych, bez przesadnej dbałości o
formę, ubrany był w t-shirt i jeansy, a stopy zdobiły najnormalniejsze trampki.
Na pierwszy rzut oka wydawał się być osobą z którą nawet da się zamienić słowo
lub dwa.
— Tony Vicious – kolejną osobą, która mi się
przedstawiła był długowłosy brunet, który wniósł Tetsuo. Biła od niego dziwna
aura, wyniosłości? Może.
— Rei Asano 0 rzucił opierający się o blat biurka
chłopak. Spod kaptura naciągniętego na połowę twarzy wystawały niesforne czarne
kosmyki.
— A ja jestem Michael Stonehell, masz może ochotę się
umówić? – Zabrzmiał jak mentalny klon Tetsuo.
— A ja święty Mikołaj! – doleciał do nas głos Aizawy,
który ciągle bezpiecznie leżał na moim łóżku.
— No, a teraz odwdzięczymy ci się za to, że przez całe
dwa dni musieliśmy słuchać, tylko i wyłącznie opowieści o tobie… Ał! – chłopak,
który przestawił się jako Nathaniel zaczął się do mnie zbliżać z uśmiechem nie
wróżącym nic dobrego. Nagle zatrzymał się i wrzasnął wniebogłosy. — Nie waż się tknąć mojej Księżniczki! – Tetsuo
wrzasnął przez sen. Obok klnącego Nathaniela leżała moja rozbita w drobny mak
kostka Rubika. Tym razem ja chciałem się komuś odwdzięczyć, ale Frank
powstrzymał mnie gestem ręki.
— Księżniczko, chciałbym sobie z tobą pogadać.
Frank Grenuoe:
Gdy zobaczyłem Leonarda zrozumiałem
dlaczego tak bardzo owładnął umysłem Te-kuna. Chłopak wyglądał zjawiskowo.
Niewinny wyraz twarzy i kocie tajemnicze oczy niepozwalające o sobie za szybko
zapomnieć. Zdecydowanie w typoe Tetsuo.
— Dobra Leo –zacząłem siadając na krześle stojącym przy
biurku – powiedz nam coś o sobie – mały spojrzał na mnie jakbym mówił w innym
języku.
— Że co, za przeproszeniem?
— Nie przepraszaj, nie gniewam się – uśmiechnąłem się
do niego łagodnie, jednak z jawną kpiną – Tetsuo jest naszym przyjacielem –
przerwałem bo Nat syknął z kąta „Mów za siebie” – w każdym razie, martwimy się
o niego. W ostatnim czasie mówił… dużo o tobie, jednak z wielu względów, jego
osąd nie był dla nas… wystarczający. Jeśli wiesz co mam na myśli.
— Do czego zmierzasz? – niepewnie zapytał jakby
przeczuwał najgorsze.
— Zmierzam do sedna naturalnie. Najważniejsze w tym
momencie jest to, że nie możemy zabrać Tetsuo ze szkoły, mimo że bardzo byśmy
tego chcieli. Mamy związane ręce. Co za tym idzie, musimy go zostawić pod twoją
opieką. Chcemy cie poznać choć trochę, żeby wiedzieć w czyje ręce… składamy
jego los.
— Tak właśnie! – wtrącił się niespodziewanie Mike –
chcemy cie poznać jak najlepiej się da, dlatego właśnie może spotkamy się w
przyszłą sobotę? Poszlibyśmy do jakiegoś klubu… a może w jakieś bardziej
intymne miejsce, tylko we dwoje co? – Ten tylko o jednym, nie przepuści nikomu…
eh.
— Nie zwracaj na niego uwagi, on ma tak zawsze – Mike
obdarowany został moim złowrogim spojrzeniem „Zejdź mi lepiej z oczu” – no
wiec? Słuchamy. – Młody stał tak jeszcze chwilę milcząc aż w końcu się poddałem
– dobra, za dwa tygodnie robię urodziny. Czuj się zaproszony, ba!
Powiedziałbym, że obecność jest obowiązkowa. Szczegóły przekażę Tetsuo.
— Nie mam zamiaru nigdzie z nim jechać! – W końcu
znalazł język w gębie. Brawo. – Nie mam nawet ochoty przebywać z nim w jednym
pokoju, już złożyłem wniosek o zmianę – kłamał. Nie potrafił kłamać, jego oczy
były zbyt przejrzyste, widać było w nich ulgę i radość na widok Te-kuna. Teraz
też wszystko widać jak na dłoni – zwykłe zmieszanie.
— Anyway, jesteś zaproszony, nie musisz przyjeżdżać z
nim, możesz wziąć swoich kumpli, mam całkiem spore mieszkanie. Tu masz adres
- szybko zapisałem swój dokładny adres
po czym wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi. – A
Leonard, Tetsuo nie jest taki na jakiego pozuje, wstydzi się mówić co myśli bo
siedzi w nim ckliwa dusza romantyka.
Miej to na uwadze.
Leonard De Vere:
Zanim wyszedł uśmiechnął się i
rzucił „Widzimy się za dwa tygodnie”. Za nim ruszyła cała czwórka. Zostałem sam
z nieprzytomnym, pijanym Japończykiem, który cicho pochrapywał na moim
posłaniu. Spojrzałem na jego twarz – wyglądał gorzej niż po tygodniowym
szlabanie na wspomagaczach. Jego normalnie przystojna i idealnie zadbana twarz
była spuchnięta i poszarzała, a pod oczami widniały ogromne worki. Był
wycieńczony, co on robił cały weekend? Jego idealnie wykrojone usta były
spierzchnięte a włosy pogrążone w nieładzie. Wyglądał tak inaczej niż
zazwyczaj. Tak bezbronnie, tak niewinnie, lekko rozchylone wargi jakby się
prosiły o… Boże o czym ja myślę! Szybko ocknąłem się z tego chwilowego
zamroczenia, na pewno wywołanego stresem i … w ogóle wszystkim i odszedłem od
łóżka.
Tetsuo Aizawa:
Otworzyłem oczy zupełnie nie wiedząc
gdzie jestem. W gardle czułem piekącą gorycz tequili, ale w powietrzu brakowało
mi zapachu palonego haszu i tytoniu. To jednoznacznie dało mi do zrozumienia,
że nie jestem już w zadymionym pokoju motelu koło Utopii.
— Gdzie ja do cholery jestem? - wydobyło się z mojego gardła, ale to nie
był mój głos. Był zachrypnięty i przepity. Do moich nozdrzy doleciał zapach
pościeli. Lawenda wymieszana z delikatną nutką Jedynki Calvina Kleina, omamy
węchowe? Tak właśnie pachnie moja Księżniczka, która w tym momencie pewnie mnie
nienawidzi. W ogóle jaki dzisiaj dzień? Od momentu wejścia do Utopii pamiętałem
tylko nieliczne momenty, pojedyncze wyciągnięte z kontekstu sceny – ja pierdolę
– jedna z myśli, która wszystko idealnie podsumowywała, wyrwała się z moich ust.
— Mógłbyś nie przeklinać? – delikatny acz stanowczy
głos pełen specyficznej tylko dla jednej osoby zadziorności dobiegł moich uszu.
Był cichy i zaspany, ale doskonale wiedziałem do kogo należał.
— Leo, co ty tutaj robisz?
— Śpię, pewien alkoholik nie był w stanie wczołgać się na
swoje łóżko więc zajął moje, a ja biedny byłem zmuszony skorzystać z jego.
— Przepraszam.
— Nie ma za co, nie gniewam się. Ale miło będzie jeśli
weźmiesz moją pościel do pralni.
— Brzydzisz się mnie aż tak bardzo.
— Nie. Śmierdzisz alkoholem, papierosami i wymiocinami.
– Jedną z rzeczy których absolutnie nie można było poskąpić Leo to była właśnie
szczerość. Uświadomił mi, że delikatny zapach jego perfum był nikłą nutką
znośnej woni, która nieśmiało przebijała się przez mój odór. Z trudem usiadłem
na łóżku, czułem jak wnętrzności zmieniają swoje położenie, jak wszystko w
żołądku zaczyna buzować. Do tego ból głowy nasilał się z każda sekundą, aż
syknąłem łapiąc się w okolicach skroni, by jakkolwiek zminimalizować pulsowanie.
Otworzyłem oczy, pokój oświetlony był tylko światłem księżyca za co dziękowałem
z całego serca. Chwiejnym krokiem ruszyłem
w stronę łazienki, żołądek podchodził mi do gardła, a w ustach poczułem
ostry smak kwasów. Zapaliłem światło w małym pomieszczeniu wyłożonym białymi
kafelkami, aż krzyknąłem gdy ostre światło poraziło mój nerw wzrokowy.
— Tetsuo, nic ci nie jest? – usłyszałem głos blondyna.
Może się martwił? Nie… nie możliwe. — Spokojnie, śpij –
odpowiedziałem.
— Jakbym mógł zasnąć – mały po chwil stał obok mnie –
pomóc ci w czymś?
— Jakbyś mógł wyłączyć to okropne pikanie, byłbym
wdzięczny do końca życia – rzuciłem przez zęby siadając na zimnej posadzce.
— E… jakie pikanie? Zegar?
— A no tak. W takim razie jakbyś mógł, to przynieś mi z
szafki nocnej ciastka i multiwitaminę i wiesz co? Jeszcze prochy przeciwbólowe,
takie czerwone… i magnez, a w sumie to przynieś całą moją apteczkę. I wodę. I
szklankę – dodałem gdy już wyszedł z łazienki. Ostatkiem sił ściągnąłem
spodnie, bo koszuli na sobie nie miałem i wszedłem pod prysznic. Strumień
zimnej wody od razu mnie rozbudził i trochę otrzeźwił.
Leonard De Vere:
Posłusznie wyciągnąłem z szafki
nocnej pełno zbożowe ciastka i całą apteczkę wyładowaną masą leków. W między
czasie Tetsuo zaczął brać prysznic, więc stwierdziłem, że poczekam na niego na
sofie. Przez uchylone drzwi ulatniał się przyjemny orzeźwiający zapach limetki
i mięty, po chwili wyszedł Tetsuo jeszcze mokry obwiązany tylko ręcznikiem
wokół pasa. Poczułem jak moja twarz się czerwieni i dziękowałem niebiosom za całkiem
ciemną noc i nie zapalone światło w pokoju.
— Wszystko masz tu naszykowane – wskazałem na
asortyment naszykowany na ławie. — Dzięki Leo, jesteś
boski – podziękował i usiadł koło mnie. Z bliska zapach mięty był jeszcze
przyjemniejszy, a mokre ciało oświetlone światłem księżyca i nieznacznie
łazienkową lampą wyglądało jak rzeźba. Z lekkiego zamglenia wyrwał mnie głos
Tetsuo – dwie multiwitaminy – wrzucił do wysokiej szklanki dwie pomarańczowe tabletki,
które od razu zaczęły buzować – magnez, wapno – dorzucał po kolei – lecytyna,
ibuprofen – rozgniótł obie tabletki i wsypał do szklanki – i jeszcze jeden
ibuprofen i może witaminy A i E… - dorzucał kolejne. Co to było? – chcesz
ciacho?
— Nie dzięki – odpowiedziałem. Sam wziął jedno i z
grymasem na twarzy przeżuł mały kęs. Gdy udało mu się zmęczyć całe chwycił za
szklankę i wypił jednym duszkiem.
— Przepraszam, że nie dałem ci spać – rzucił zbierając
swoje rzeczy.
— Już mówiłem, nic się nie stało.
— Naprawdę nie musisz się nade mną litować, za około 15
min powinienem być w pełnej gotowości by zacząć dzień, do siódmej będę lepiej
niż zdrowy.
— Dzisiaj akurat nie musisz, są testy zaliczeniowe. –
Zdawało się, że przez chwile nie wiedział o co mi chodzi, szukał gdzieś w
pamięci aż nagle gdy do niego dotarło zrobił wielkie oczy — Cholera zapomniałem! – krzyknął jakby przegapił
koncert ulubionej kapeli.
— Przecież nie zdajesz niczego.
— Zdaję chemię, nie będę się męczył z tym
pterodaktylem.
Czyżbym się nie myliła i coś już zaczynało się dziać? Hmm..wcale teraz nie szczerze się jak głupia do laptopa, w ogóle! Nie myśl sobie! ;)
OdpowiedzUsuńA właśnie, nominowano mnie do Lister Blog Awards, a więc kogo ja nominuję? Zgaduj, zgaduj!
Tak, nie mylisz się - Ciebie, co chyba jest oczywiste :D Wszystkie szczegóły na moim blogu ;)
A i oczywiście zajrzałam w zakładkę "Cast" no i się nie zawiodłam. Zjadłabym, absolutnie każdego!
Dziękuję za nominację, odpowiem na pewno w wolnej chwili. Teraz mam na głowie tyle, że szkoda gadać.
UsuńgA dziać się dopiero będzie (: niedługo będą wstawki z kolejnej części (tak jets takowa) latent love (:
Zapraszam na http://apprentice-rangers.blogspot.com/ może ci się spodoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam